To jest zdjęcie zadowolonej z siebie czterdziestoletniej kobiety, która cieszy się, że poćwiczyła sobie z rana. I nie, nie był to jednorazowy epizod, ale stały element wypracowanego od kilku miesięcy schematu poranka (wybuch pandemii covid19 i związany z nią lockdown był mocną mobilizacją do zmian “na lepsze”).
Ona też miała wcześniej tysiące wymówek pt. “nie mam czasu”, “mam małe dzieci”, “nie dam rady”, “jestem mamą niepełnosprawnego dziecka”, “mam okres”, “mam lenia”, “mam ważniejsze sprawy do zrobienia”….
Pobudka!
Ale gdy zauważyła korelację pomiędzy aktywnością fizyczną, a lepszym samopoczuciem i stanem swojego ciała, a szczególnie bolącego kręgosłupa, to zrobiła użytek z tej wiedzy i zaczęła regularnie ćwiczyć. Czasami trwa to 15 minut, czasami 30 minut, czasami ćwiczenia są bardziej intensywne, a czasami mniej. Najważniejsze, że się rusza. Nieraz z trudem i niechęcią “zmusza się” do tego, ale wie, że czeka ją nagroda w postaci zmęczonego, ale rozciągniętego ciała, które w ciągu dnia zniesie więcej wysiłku.
I nie, nie jest łatwo wygospodarować czas na ćwiczenia mając dzieci. Ale da się. U niej sprawdza się trening o poranku, kiedy synowie po śniadaniu musieli się nauczyć, że po tym jak mamusia oporządzi siostrzyczkę, to musi poćwiczyć, bo inaczej będą ją bolały plecy. Na początku asystowali i zadawali tysiące pytań (najczęściej pojawiało się: “Kiedy skończysz ćwiczyć?” 😀 😀 ), na które nie mogła im odpowiadać, bo mówienie i jednoczesne wykonywanie ćwiczeń było ponad jej możliwości… Potem już znudzili się i zaakceptowali, że te 20-30 minut rano mama poświęca na ćwiczenia. Komuś innemu może wieczorna pora, kiedy dzieci pójdą już spać, będzie bardziej odpowiadać.
Bywa ciężko…
I nie, kobieta na zdjęciu nie jest idealna. Bywają dni, kiedy ledwo patrząc rano na oczy po nieprzespanej nocy czuwania przy Córci nie ma ochoty na ruszanie się z łóżka, nie mówiąc na jakieś pompki, deski czy brzuszki. I czasami odpuszcza. A czasami wprost przeciwnie – mówi sobie, że potrzebuje tego ruchu, żeby zapomnieć o trudnej nocy…Bywają dni, kiedy jej się zwyczajnie nie chce i po stwierdzeniu, że wczoraj dała z siebie wszystko, ma ochotę zrobić sobie wolne… Ale tych dni jest dosłownie kilka w miesiącu. Nastawiona jest na jeden cel: regularne ruszanie różnych części ciała, żeby ono się wzmacniało, a nie starzało i bolało.
Spróbuj, bo warto!
Po co w ogóle wspominam o wieku tej uradowanej dziewczyny ze zdjęcia? Bo zdarza się słyszeć, że “po 40-stce nogi/kręgosłup/plecy/ciało w ogóle ma prawo już boleć”. Te argumenty do niej nie docierają. Ona wierzy, że pomimo upływu lat dużo od niej samej zależy. I nie zamierza załamywać się widokiem majaczącej się daleko, daleko na horyzoncie starości, która przyjdzie szybciej niż można by się spodziewać. Ona chce przygotować się na nią, a przede wszystkim żyć pełnią życia tu i teraz. A aktywność fizyczna, obok aktywności umysłowej, medytacji i zdrowego sposobu odżywiania naturalnymi produktami to najlepszy sposób na udane życie. Takie holistyczne podejście tej czterdziestolatki do własnej egzystencji sprawia, że nie boi się ona przyszłości. I tego również Wam życzę!
Cudownego czasu i dużo energii do zmiany swojego życia na lepsze!
Ściskam 😘
Mariola
P.S. Więcej wpisów z serii “Życie z letalną chorobą dziecka” znajdziecie tutaj .
- Uważasz, że ten artykuł jest ważny? To podaj go dalej!
- Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielisz się swoją opinią w formie komentarza 🙂
- Obserwuj mnie na Facebooku LamaridaBlog
- Śledź mnie na Instagramie lamaridapl
- Dziękuję i pozdrawiam! 🙂