Dzisiaj chciałam porozmawiać o czekaniu…
Właściwie całe nasze życie jest czekaniem. Czekaniem na coś, na kogoś. W tym okresie roku tego czekania jest dużo: czekamy na święta, na pierwszą gwiazdkę, na rodzinne spotkania, na pyszne jedzenie, na prezenty. Potem czekamy na Nowy Rok, na to co przyniesie. Potem wyczekujemy ferii, urlopu, wiosny, świąt Wielkanocy, końca/początku roku szkolnego, wyjazdów wakacyjnych, a w międzyczasie imienin, urodzin, rocznic i jubileuszy. Jednym słowem czekamy na te przyjemne rzeczy i wydarzenia. A czasami brakuje nam cierpliwości i np. ubieramy choinkę już w listopadzie 😉
Wydaje mi się, że rodzice dzieci z niepełnosprawnościami są najbardziej doświadczeni w CZEKANIU…
Nieraz długimi miesiącami
czekają na termin badań diagnostycznych i samą diagnozę,
czekają na termin wizyty u specjalisty,
czekają aż leki zaczną działać i będzie poprawa,
czekają aż uzbierają z publicznej zbiórki, darowizn i z przekazanego 1% podatku odpowiedniej kwoty na operację, leczenie, rehabilitację dziecka i zakup potrzebnego sprzętu medycznego,
czekają na miejsce w specjalnym przedszkolu / szkole / ośrodku szkolno-wychowawczym,
a potem
czekają, żeby ich dorosłe ciężko chore dzieci odeszły przed nimi i w ten sposób uniknęły losu porzuconych sierot skazanych na łaskę i niełaskę obcych ludzi…
Ale tego CZEKANIA jest jeszcze więcej w zależności od indywidualnych problemów dziecka.
Niektórzy rodzice czekają nieraz latami na pierwsze słowo, na pierwszy krok, na pierwszy kęs zjedzony buzią.
Inni czekają na pierwszy samodzielny oddech, na pierwsze świadome spojrzenie, na pierwszy uśmiech dziecka.
A jeszcze inni czekają aż cierpienie ich dziecka się skończy…
Ostatnio choroba Emmusi często testuje moją cierpliwość i doskonalę się w umiejętności czekania…
Innym trudno to zrozumieć, że czasami jedyne co może rodzic czy opiekun robić to obserwować i czekać, co będzie się dalej działo. Kiedyś miałam w sobie taki bunt na to, że przecież tyle zrobiliśmy z medycznego punktu widzenia, a wcale nie jest Emmusi lepiej. Teraz już wiem, nauczona wieloletnim doświadczeniem, że choroba idzie swoim torem, jest nieprzewidywalna i bezwzględnie rządzi tym, co dzieje się z ciałem mojego dziecka. A mnie pozostaje czuwać i czekać, którym torem ona pójdzie.
Krótko mówiąc, gdy jest źle to czekam na poprawę, a gdy jest dobrze, to podświadomie czekam na oznaki kryzysu, bo wiem, że prędzej czy później on znowu przyjdzie.
A Ty na co teraz czekasz?
Pozdrawiam serdecznie,
Mariola 🙂
P.S. Więcej wpisów z serii “Życie z letalną chorobą dziecka” znajdziecie tutaj .
• Jeśli ten artykuł Ci się spodobał lub pomógł, to zachęcam do wsparcia leczenia i rehabilitacji mojej nieuleczalnie córeczki Emmusi poprzez wpłatę darowizny na jej subkonto w fundacji https://dzieciom.pl/podopieczni/27709 lub przekazanie jej 1,5% podatku. Każda złotówka się liczy! Dziękuję <3
• Uważasz, że ten artykuł jest ważny? To podaj go dalej!
• Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielisz się swoją opinią w formie komentarza :)
• Obserwuj mnie na Facebooku LamaridaBlog
• Śledź mnie na Instagramie lamaridapl
• Dziękuję i pozdrawiam!