O tym, że chcę mieć dzieci wiedziałam “od zawsze”. Ale nie zastanawiałam się, co to dokładnie znaczy być mamą. Teraz mając trójkę dzieci wiem jedno: chociaż macierzyństwo “bywa trudne”, to jest to jedyne w swym rodzaju przeżycie, którego nie zamieniłabym na nic innego!
Czym jest macierzyństwo?
Macierzyństwo to jedyny w swoim rodzaju zbiór doświadczeń i przeżyć. Często tych krańcowych: od przerażenia, zdenerwowania, zmęczenia (bo nie potrafisz uspokoić wrzeszczącego dziecka) po euforię i pełnię szczęścia (bo właśnie spojrzało Ci w oczy, uśmiechnęło się do Ciebie i przytuliło całym swoim ciałkiem). Gdy nasz mały słodziutki niemowlak pierwszy raz pociągnie Cię za włosy pękasz z dumy. “Ależ silny z niego chłopak, on to potrafi szarpnąć!” 🙂 Gdy kolejny raz to zrobi pomimo Twoich próśb o zaprzestanie procederu, to się denerwujesz… Gdy pierwszy raz uderzy Cię drewnianym klockiem, to podziwiasz jego celne oko i tężyznę fizyczną (bo na pewno wyskoczy Ci siniak w miejscu uderzenia…) Ale gdy pomimo Twoich próśb nie chce przestać, w końcu dochodzisz do wniosku, że czas zabrać mu tego klocka 🙂
W macierzyństwie nie ma znaczenia czy dziecko jest nasze rodzone czy adoptowane; czy żyje kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Liczy się jego obecność i to, co wnosi do życia rodzica (o byciu rodzicem niepełnosprawnego dziecka piszę tutaj). Wiadomo, że decydując się na dziecko masz nadzieję, że urodzisz okaz zdrowia i po przetrwaniu trudnego okresu ciąży, porodu i niemowlęctwa nadejdzie czas, kiedy dziecko będzie bardziej kontaktowe, a tym samym skala naszych wspólnych z nim doświadczeń i przeżyć rozszerzy się i wzbogaci. Marzysz, że im większe dziecko, tym bardziej samodzielnie (mniej fizycznej pracy dla Ciebie 😉 ), więcej można wspólnie razem robić, więcej zwiedzać, rozmawiać, dyskutować i przekazywać mu swoją wiedzę i uczyć się od niego. I oczami wyobraźni widzisz ten czas, kiedy dorosłe już dzieci odwiedzają Ciebie ze swoją rodziną przynosząc radość i powiew młodości do Twojego “starczego” życia 😉
Niedzieciaty nie zrozumie dzieciatego 🙂
Kiedyś będąc mężatką i planując dziecko w przyszłości, byłam z Mężem u dzieciatych znajomych w odwiedziny. I widząc jak matka biega za roczną córeczką z miską owoców, wciska je jej do buzi, potem sprząta z podłogi to, co ta dziewczynka wypluła byłam zniesmaczona i myślałam sobie: “O nie, ja na pewno nigdy na to nie pozwolę! Nie będę biegać za dzieciakiem z jedzeniem. Na pewno nie pozwolę mu robić bałaganu i jeść poza jego stolikiem do karmienia, gdzie będzie prawidłowo przypięty pasami.” No tak, życie już przy pierwszym dziecku zweryfikowało kilka z tych moich pożal się Boże “postanowień” bezdzietnej kobiety… 😉
Pamiętam jak nasz Najstarszy miał kilka miesięcy i Mąż rozmawiał z (bezdzietnym) znajomym przez Skype’a. Najpierw rozmowa toczyła się na tematy zawodowe, a później zeszła na prywatne. No i mój Mąż pochwalił się koledze synkiem 🙂 Oczywiście pokazał swojego pierworodnego, z dumą wysłuchał komplementów, jaki to synek do niego podobny 🙂 I zaczął zachwalać jak to fajnie jest być rodzicem, jaki to wspaniały widok, gdy wracasz z domu zmęczony po pracy, a tu czeka na Ciebie pośliniony mały człowiek, który szczerzy bezzębne dziąsła w uśmiechu i Twoje serce się rozpływa ze wzruszenia. Znajomy nie za bardzo chciał słuchać 😉 Stwierdził: “O nie, Ciebie też dopadło! Niedawno rozmawiałem z takim a takim naszym wspólnym znajomym, który niedawno został ojcem i tak samo gadał! 🙂 Wiesz co, nie obraź się, ale ja tego nie za bardzo chcę słuchać, bo nie wiem o czym Ty mówisz. Pogadamy jak będę miał dziecko.” 😀
Podsumowując, niedzieciaty człowiek nie zrozumie dzieciatego 🙂 Nie ma więc sensu mówić o zaletach rodzicielstwa komuś kto nie jest w temacie: nie “stara się” o dziecko czy nie ma aktualnie swoje na utrzymaniu (bo wady chyba każdy, nawet niedzieciaty, widzi 😉 ).
Teoria teorią, a życie życiem…
Pewna znajoma osoba spodziewała się swojego pierwszego dziecka. I opowiadała mi, że nie podoba jej się takie, chyba typowe dla większości mam 😉 , zachowanie jak: nadopiekuńczość, “cudowanie” ze strojem bobasa, uleganie wszystkim prośbom dziecku podając konkretne przykłady. Poprosiła mnie wówczas, że gdyby kiedykolwiek ona tak się zachowywała mam jej dać znać i przypomnieć, że o to prosiła 🙂 Jej dziecko się urodziło, dalej byłyśmy w bliskim kontakcie i w pewnym momencie zaczęłam zauważać u niej pewne zachowanie, których tak się bała i których tak bardzo chciała uniknąć. Zatem delikatnie przypomniałam o jej prośbie. I co usłyszałam? “Eeee, wydaje Ci się… No, może rzeczywiście tak robię, ale przecież u mnie jest inaczej, bo…” 😀 Typowe wymówki? 😉 Trzeba pamiętać, że cokolwiek byśmy nie myśleli, jakkolwiek nie zaplanowalibyśmy postępowania z dziećmi rzeczywistość prawie na pewno okaże się inna niż teoria 🙂 i nic nie będzie takie jak miało być 🙂 I nie chodzi tylko o to, że będąc w prawidłowo przebiegającej ciąży a urodzić ciężko chore, niepełnosprawne dziecko. Po prostu jeszcze nikt nie napisał niezawodnej instrukcji wychowania idealnego dziecka.
Ale może właśnie w tym jest urok macierzyństwa czy w ogóle rodzicielstwa – każde dziecko to inna, odrębna i niepowtarzalna istota i niezależna jednostka, którą nie tylko my formujemy, ale która samym swoim istnieniem kształtuje nas rodziców. A jej obecność nadaje sens naszej rodzicielskiej egzystencji.
A Ty, co o tym myślisz? Nie krępuj się, skomentuj 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Mariola 🙂
P.S. Więcej wpisów z serii “Życie z nieuleczalną chorobą dziecka” znajdziecie tutaj .
• Spodobał Ci się ten przepis? To podaj go dalej!
• Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielisz się swoją opinią w formie komentarza :)
• Obserwuj mnie na Facebooku LamaridaBlog
• Śledź mnie na Instagramie lamaridapl
• Dziękuję i pozdrawiam! :)
PS Jeśli ten przepis Ci się spodobał, to zachęcam do wsparcia leczenia i rehabilitacji mojej nieuleczalnie córeczki Emmusi poprzez wpłatę darowizny na jej subkonto w fundacji https://dzieciom.pl/podopieczni/27709 lub przekazanie jej 1,5% podatku. Będę bardzo wdzięczna. Każda złotówka się liczy! Dziękuję <3